Witajcie Kochani :)
To mój debiut tutaj. Na co dzień prowadzę stronkę
Fashion Love Passion
Tam jakoś łatwiej to wszystko ogarnąć, ale mam nadzieję, że poradzę sobie także tutaj.
Co o mnie na początek?
Kosmetologia jest moją pierwszą miłością, pasja i zawodem.
Kilka ostatnich lat mieszkałam w Warszawie i miałam okazje pracować w bardzo dobrych salonach kosmetycznych, gdzie dużo się nauczyłam.
Nie chodzi tutaj tylko o doświadczenie zawodowe, ale także o całą "holistykę" związaną z tą branżą , która niestety mam wrażenie odchodzi w wielu miejscach na drugi plan.
Jednak w pewnym momencie zaczęła być wywierana na mnie i innych pracownikach presja, że mamy sprzedawać miesięcznie kosmetyki za tyle i tyle…
OK… Pracuję na firmach, które lubię i uważam za naprawdę świetne – jedną z nich uwielbiam do granic i mogę polecić KAŻDY produkt, który jest tej marki… Z kolejnej wybieram poszczególne rzeczy, które uważam za bardzo dobre…Ale mam też trzecią firmę, która jest reklamowana, słychach o niej tu i ówdzie, a tak naprawdę jej wszelkie produkty dają tylko zapach, a resztę działania mają dłonie kosmetologa/kosmetyczki.
I nagle właściciel/szef/menadżer – wszelkie osoby, które są w salonach od przeliczania pieniędzy i zysków, a także segregowania klientów pod kątem zasobności portfela, dają mi twardą dyspozycję, że moim obowiązkiem jest w miesiącu sprzedać produktów za minimum 2tyś złotych, a wtedy dostanę 5%, czy 3% (już nie pamiętam) od tej kwoty…
… Stówa piechota nie chodzi, ale dlaczego ja mam na siłę wciskać każdej jednej osobie jakiś krem, czy inne mazidło? Dlaczego mam sprzedać jej coś za 200zł, skoro wiem, że dla jej skóry lepszy będzie krem za 15 zł i przyniesie jej więcej korzyści… Nie jestem hipokrytką… a czarę goryczy przepełnia szefowa, która pyta dlaczego nie sprzedałam jeszcze ani jednego naszego „hitu” za 1100zł… KREM!! Kochane krem! Jednakże taki beznadziejny, że przysięgam do dzisiaj nie wiem co to było! Wiadomo miałam do wszystkiego testery, więc kilkakrotnie smarowałam się tym kremikiem, ale na nim nawet nie siadał i to dosłownie!! Nie było możliwości zrobienia na nim czegokolwiek. W życiu nie widziałam większego badziewia… i to badziewia, które kosztowało tyle, co miesięczne zarobki większości w Polsce… Nie oszukujmy się… To, że pracowałam w miejscu prestiżowym nie powoduje nagle, że jestem oderwana od rzeczywistości!!
Zwolniłam się.
Bo jeśli cos komuś polecam, to tak naprawdę trzeba być sumiennym i uczciwym, a nie patrzeć na każdego klienta pod względem pieniędzy… Dla mnie nie o to chodzi w tym zawodzie. Nie podpisuję pod takimi zachowaniami i twierdzę, że naprawdę trzeba przeanalizować te miejsca z których nie wypuszczą nas z pustymi rękami i sporo uboższym portfelem. Zadać sobie pytanie, albo zaprzyjaźnionej osobie, która się na tym zna, czy faktycznie dany specyfik został idealnie nam dobrany, czy zwyczajnie wepchnięty, bo MUSZĄ sprzedać!
Dzisiaj patrzę już na to wszystko z boku. Nie spotkam się z każdą z Was, aby obiektywnie dobrać i doradzić, ale dzięki Internetowi i tej stronce mogę zasugerować co jest warte zwrócenia uwagi, a co lepiej sobie darować. Jednak moja opinia może przed zakupem danego produktu „tknąć” Was do sprawdzenia innych ocen w Internecie konkretnego specyfiku.
Dlatego kiedy już emocje opadły postanowiłam, że zacznę przelewać moje doświadczenie i pasje do sieci. Jestem w powijakach, więc proszę o wyrozumiałość <3
Kilka ostatnich lat mieszkałam w Warszawie i miałam okazje pracować w bardzo dobrych salonach kosmetycznych, gdzie dużo się nauczyłam.
Nie chodzi tutaj tylko o doświadczenie zawodowe, ale także o całą "holistykę" związaną z tą branżą , która niestety mam wrażenie odchodzi w wielu miejscach na drugi plan.
Jednak w pewnym momencie zaczęła być wywierana na mnie i innych pracownikach presja, że mamy sprzedawać miesięcznie kosmetyki za tyle i tyle…
OK… Pracuję na firmach, które lubię i uważam za naprawdę świetne – jedną z nich uwielbiam do granic i mogę polecić KAŻDY produkt, który jest tej marki… Z kolejnej wybieram poszczególne rzeczy, które uważam za bardzo dobre…Ale mam też trzecią firmę, która jest reklamowana, słychach o niej tu i ówdzie, a tak naprawdę jej wszelkie produkty dają tylko zapach, a resztę działania mają dłonie kosmetologa/kosmetyczki.
I nagle właściciel/szef/menadżer – wszelkie osoby, które są w salonach od przeliczania pieniędzy i zysków, a także segregowania klientów pod kątem zasobności portfela, dają mi twardą dyspozycję, że moim obowiązkiem jest w miesiącu sprzedać produktów za minimum 2tyś złotych, a wtedy dostanę 5%, czy 3% (już nie pamiętam) od tej kwoty…
… Stówa piechota nie chodzi, ale dlaczego ja mam na siłę wciskać każdej jednej osobie jakiś krem, czy inne mazidło? Dlaczego mam sprzedać jej coś za 200zł, skoro wiem, że dla jej skóry lepszy będzie krem za 15 zł i przyniesie jej więcej korzyści… Nie jestem hipokrytką… a czarę goryczy przepełnia szefowa, która pyta dlaczego nie sprzedałam jeszcze ani jednego naszego „hitu” za 1100zł… KREM!! Kochane krem! Jednakże taki beznadziejny, że przysięgam do dzisiaj nie wiem co to było! Wiadomo miałam do wszystkiego testery, więc kilkakrotnie smarowałam się tym kremikiem, ale na nim nawet nie siadał i to dosłownie!! Nie było możliwości zrobienia na nim czegokolwiek. W życiu nie widziałam większego badziewia… i to badziewia, które kosztowało tyle, co miesięczne zarobki większości w Polsce… Nie oszukujmy się… To, że pracowałam w miejscu prestiżowym nie powoduje nagle, że jestem oderwana od rzeczywistości!!
Zwolniłam się.
Bo jeśli cos komuś polecam, to tak naprawdę trzeba być sumiennym i uczciwym, a nie patrzeć na każdego klienta pod względem pieniędzy… Dla mnie nie o to chodzi w tym zawodzie. Nie podpisuję pod takimi zachowaniami i twierdzę, że naprawdę trzeba przeanalizować te miejsca z których nie wypuszczą nas z pustymi rękami i sporo uboższym portfelem. Zadać sobie pytanie, albo zaprzyjaźnionej osobie, która się na tym zna, czy faktycznie dany specyfik został idealnie nam dobrany, czy zwyczajnie wepchnięty, bo MUSZĄ sprzedać!
Dzisiaj patrzę już na to wszystko z boku. Nie spotkam się z każdą z Was, aby obiektywnie dobrać i doradzić, ale dzięki Internetowi i tej stronce mogę zasugerować co jest warte zwrócenia uwagi, a co lepiej sobie darować. Jednak moja opinia może przed zakupem danego produktu „tknąć” Was do sprawdzenia innych ocen w Internecie konkretnego specyfiku.
Dlatego kiedy już emocje opadły postanowiłam, że zacznę przelewać moje doświadczenie i pasje do sieci. Jestem w powijakach, więc proszę o wyrozumiałość <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz