piątek, 14 listopada 2014

ADOPTUJ... PSY ze schroniska kochają BARDZIEJ! - RUPERT

Rupert przebywał w Łowickim schronisku od szczeniaka. Ktoś przerzucił go przez ogrodzenie kiedy miał kilka tygodni. 
Wypatrzyłam GO na ogłoszeniach na facebook'u - tamtejsi wolontariusze ogłaszali psiaki. 
Miał juz wtedy ponad 5 lat. 
Mieszkałam w Warszawie, Zadzwoniłam do Rodziców. Zadecydowaliśmy i zabraliśmy Rupcia :) Panie Wolontariuszki przywiozły mi Go do Warszawy. To było nasze 1 spotkanie - nigdy wcześniej się nie widzieliśmy :) 




Zdjęcia Ruperta ze schroniska


Tutaj zdjęcia z naszego 1 spotkania:












Niestety wieczór wcześniej tak się stało, że osoba, która miała nas zawieźć samochodem do mojego rodzinnego domu - złamała nogę. 
Więc zaraz po tym jak Panie Wolontariuszki zostawiły mi Ruperta pojechaliśmy na dworzec zachodni. 
Ja spanikowana. Nie miałam nawet smyczy dla niego, ani kagańca. On również - pierwszy raz widział tylu ludzi!!!
Bałam się - nie wiedziałam jak się zachowa - miałam go na jakimś sznureczku... On również się bał. Nigdy nie zapomnę jak szliśmy przejściem podziemnym! Znał mnie 2 godziny i wystraszony z podkulonym ogonem dreptał przy mojej nodze :(
Później dotarliśmy na peron.
Gdybyście widzieli karcące spojrzenia jakichś Paniusi - patrzyły z taką pogardą na mnie i na to jakiego "byle-jakiego" mam psa!
Co wtedy myślałam?
Prócz strachu o niego - by czegoś nie "odwiną", przeszło mi przez myśl, że są kompletnymi kretynkami, które licytują się która ile dała za pieska z rodowodem...
Nadjechał pociąg...
Podeszłam z Rupertem do konduktora i pokrótce nakreśliłam mu sytuację... Powiedziałam, że wiem iż nie ma kagańca, śmierdzi, jest brudny i nawet go nie znam i na dodatek leni się za 3 przy... Ale wzięłam go 2 h wcześniej ze schroniska i chciałam zawieźć do domu.... Miałam w oczach łzy, wiedziałam, że ma prawo, a nawet obowiązek nie wpuścić nas..
Pan popatrzył na mnie ciepłym wzrokiem, uśmiechnął się i powiedział, abyśmy weszli do 1 klasy - tam mniej osób jest :) nawet pomógł mi z torbą podręczną :)
Weszliśmy do pociągu.
Pierwszy przedział- uchyliłam drzwi.
Dwoje staruszków- małżeństwo...
Włożyłam głowę i zapytałam, czy wpuścili by nas?
OCZYWIŚCIE!!!
Z otwartymi ramionami nas przyjęli! :) 


Zdjęcia z pociagu:












W trakcie jazdy częstowałam go Rodeo i Dentastix (do dziś jego ulubione przysmaki) - cały czas również moim współtowarzysze podróży do niego mówili - nie tylko ja ;) Nie okazywał żadnych uczyć - nic! Aż do momentu jak wyszłam do wc! Podobno jak zamknęły się za mną drzwi zdenerwował się, a potem zaczął szaleć w panice- a po moim powrocie cieszył się jak szalony ;) Nic dziwnego - byłam jego jedynym "łącznikiem" ze światem jaki kilka godzin wcześniej został gdzieś daleko!
Kiedy dojechaliśmy po ponad 5 godzinach. Wysiadaliśmy na stacji w mojej mieścinie - to historia o moim Rupercie i podróży Jego życia (zresztą mojej też) rozeszła się wśród konduktorów :) Przy wysiadce jeden z nich - nie patrząc na swój piękny mundur wziął mojego Rupcia na ręce i wytaszczył z pociągu :D W ramach podziękowania została na nim kupa sierści! ;)


Zapoznanie z Rodziną i młodszym bratem Aspenem !































 Pierwszy spacer - już wtedy widziałam, że rozumie - stał się WOLNYM psiakiem - kochał biegać ! 













2 miesiące później:






Na początku 2013 Rupert zaczął markotnieć. Weterynarz (lekarz!) w moim mieście, po kilku miesiącach wszelkich specyfików, zastrzyków, badań - stwierdził, że Ruperta należy uśpić! Ponieważ ma zaawansowanego raka. Rupcio schudł już wtedy 10kg! Z klopsika zrobił się szkielet - każdy krok sprawiał mu ból... Tu ostatni spacer: maj 2013




























Po morzu łez - z pomocą nadeszła Pani Ania! Fryzjerka naszego shih tzu- Aspena
Powiedziała, że zwyczajnie nie ufa temu weterynarzowi. Przyjechała i zabrała moją Mamę oraz Ruperta do Myślenic do gabinetu w Myślenicach - DOBRY WETERYNARZ!
Tam Panie po kilku minutach i badaniu krwi postawiły diagnozę!!! Ba nawet przewidziały ją po tym jak biedak bąka z nerwów puścił, że coś z wątrobą ma nie tak... 
Rupert miał cukrzycę!!!!
Podstawowe badanie krwi! Weterynarz w naszej mieścinie robił jakieś skompilowane badania po 100zł i zawyrokował uśpienie PSA!!!! A nie zbadał PODSTAWY: CUKRU!!!
Później były kroplówki - Rupcio-kuracjusz, który z dnia na dzień odzyskiwał siły!
Dziś znów jest pulpetem ;) Pomimo diety i codziennych dwóch dawek insuliny! ;)
Niestety w schronisku zepsuli mu żołądek, trzustkę... ;( 


NIESTETY, Rupert w wyniku dłuuugo niezdiagnozowanej cukrzycy stracił prawie całkowicie wzrok ;( Jednak nie zmieniło się właściwie NIC - radzi sobie TAK samo jak wcześniej!!!











Jeśli kiedykolwiek przyjdzie Wam do głowy pomysł zakupienia pieska - pomyślcie o tym, by najpierw wybrać się do schroniska (ja nigdy tam nie byłam, bo umarłabym, albo zabiła się po wizycie w tym miejscu) adoptowałam Rupiego dzięki internetowi.
W schronisku czeka na Was właśnie NAJWDZIĘCZNIEJSZE i najmądrzejsze PSISKO pod słońcem! Które mimo, że czasami całe doczesne życie spędziło za kratami - ma w sobie tyle rozumu i ogłady - jakby od szczeniaka wychował się w domu wśród ludzi ! To niesamowite! PSY ZE SCHRONISKA KOCHAJĄ BARDZIEJ - to prawda!

I MÓJ APEL moi drodzy !!! STERYLIZUJCIE zwierzaki !!! Bo przez ludzką głupotę istnieją takie miejsca jak schroniska dla zwierząt!! W wielu miejscach można to zrobić ZA DARMO!!!
Włączcie myślenie! Pomyśl zanim skarzesz na cierpienie jakąkolwiek istotę!


Joanna i Rupert z przygarniętym Aspenem na doczepkę ! ;) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz